literature

Groza Salazara

Deviation Actions

Tom-MarvoloRiddle's avatar
Published:
419 Views

Literature Text

Salazar Slytherin był zły. Salazar Slytherin był nieszczęśliwy. Salazar Slytherin chciał zniszczyć cały Hogwart razem ze wszystkimi uczniami oraz uczennicami z taką mocą, by nigdy już nie pojawił się na powierzchni ziemi. Jego myśli podążały jednym torem, od czasu kłótni z pewną mugolką. I jej cudowną...córcią. Stanowczo nie i jeszcze raz nie! Uwłaczające czarodziejom mutanty proszone są o przestanie uwłaczania i poczęcie "zapełnianie nisz społecznych im przezaczonych".
Rozległo się pukanie do drzwi. Salazar prychnął i spojrzał na swoje zielone skarpetki wprost ze sklepu "U cioci Humberty". Samodzielnie je dla niego wydziergała, samodzielnie utkała te czystokrwiste, cudowne skarpetki. Czysta krew...Grrrrrr...
- Ależ panie Slytherin! - rozległo się za drzwiami, gdy długo nie odpowiadał. - Chyba nasza mała kłótnia nie przeszkodzi mojej córce w uczęszczania do waszej szkoły! Z całą pewnością nie chciałam pana urazić i chciałabym jeszcze raz nawiązać z panem rozmowę!
Choć głos był przytłumiony przez zamknięte drzwi, Salazar słyszał sarkazm w głosie tej zadufanej w sobie mugolki. Że też jeszcze śmie tu przychodzić. Po chwili, gdy pukanie stało się coraz bardziej natarczywe, Salazar wstał gwałtownie z sofy, otworzył na oścież drzwi i stanął przed kobietą, przewiercając ją oczami niczym błyskawicami gniewnego nieba. Jego skarpetki zamerdały ogonkami i naciagnęły się jeszcze bardziej na stopy.
Trzaskajac zębami Slytherin wyciagnął dłoń i pokazał kobiecie wyjatkowo małą objętość przestrzeni pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.
- Tyle! Tyle ma pani rozumu, jeśli myśli pani, że pani córka zostanie w Hogwarcie! Myśląc, że czystokrwiści czarodzieje powinni stać o niebo niżej od waszych mugolskich pomiotów stała się pani zarzewiem straszliwej, niewyobrażalnej katastrofy! A pierwszą z nich (dla pani, bo dla mnie będzie to prawdziwa ulga!) będzie wyrzucenie pani córki z Hogwartu i doprowadzenie tej szkoły do stanu używalności i to jak najszybciej!
To mówiąc zatrzasnął kobiecie drzwi przed nosem, wcześniej rzucając na nią zaklęcie Kleistych Warg. Przynajmniej nic już nie powie.
Salazar był wściekły. Ale całe to zamieszanie sprawiło, że przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

*

- Zastanawiam się, gdzie jest Pan Skarpetka - mruknął Godryk Gryffindor, siedząc wygodnie przy kominku. Grzał sobie ręce, gdyż mróz panował siarczysty i tylko ogień, prawdziwy, niemagiczny ogień, mógł skruszyć lodowe okowy zimna, które nim zawładnęły.
- Nie mów tak o Slytherinie - Helga Hufflepuff zamachała mu widelcem przed nosem. - Jeśli podsłuchuje, będziesz miał się z pyszna.
- Jestem jego najlepszym przyjacielem. Mogę mówić o nim jak tylko zechcę.
- Pamiętaj o waszej rozrywkowej walce na miecze - upomniała go Rowena Ravenclaw. - On z pewnością był zadowolony kładąc swoją stopę na twojej głowie. Jednak czy stopa przyjaciela nie może uciskać skroni twojej? - dodała poetyckim tonem.
Godryk wstał. Rowena miała rację. Salazar był ostatnio dziwny. Jego skarpetki chodziły same po zamku, on mruczał cały czas coś pod nosem...Coś kombinował. Ale co? Stało się to zagadką całej szkoły. Uczniowie szeptali. Szeptali, że Slytherin chce zamknąć szkołę, bez względu na innych założycieli.
- Przecież to absurd! - powiedział w końcu. - Salazar nie jest głupcem. Szkoła ma się świetnie, coraz więcej uzdolnionych dzieci uszlachetnia naszą myśl. Nie mam pojęcia, czemu on wychodzi na tak długo i czemu zaczęły krążyć plotki. Ale miecz czy nie miecz, rozmówię się z nim, jak tylko się pojawi.
- Zaczął coraz bardziej interesować się tymi wężami - powiedziała zciszonym głosem Rowena, jakby Salazar był tuż tuż i podsłuchiwał. - Mówił do nich...jakoś dziwnie. Sycząco.
- Jasne, moja nadobna damo. Salazar jest wężousty - powiedział Godryk, znów siadając w fotelu. Zaczął rozgladać się po całym pokoju, jakby patrzył na niego ostatni raz. - Wężousty, na Merlina! Gada z gadami!
Helga Hufflepuff roześmiała się histerycznie.
- I cóż to za śmiech? - powiedział trochę zbyt głośno Gryffindor. - Jakbym ja rozmawiał z wężami, zacząłbym zastanawiać się poważnie nad swoją psychiką. Salazar coś knuje i jako najlepszy przyjaciel tego bęcwała zamierzam dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi!

*

Gdy zapadła noc, Godryk Gryffindor założył swój brązowy płaszcz, przypasał miecz (na wypadek, gdyby Slytherin miał zamiar zrobić powtórkę z rozrywki) i wyszedł na błonia Hogwartu. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia, gdzie iść, dlatego też po prostu skierował się do niewielkiej osady, gdzie rodzice uzdolnionych uczniów pozakładali chaty i większe posesyje, by tylko być blisko swych dzieci. Ciemno było jak w grobowcu, jednak za pomocą prostego zaklęcia Lumos udało mu się "zapalić" swą różdżkę.
W wiosce panował spokój. Zbyt duży spokój. I zapewne Gordyk by zawrócił, gdyby nie usłyszał cichego kobiecego płaczu, dobywającego się z ciemności przed nim. Podszedł bliżej i zauważył kobietę, całą w śniegu, płaczącą rzewnie i rozdrapującą swe ubranie.
- Ależ...pani - Godryk, jak zwykle szlachetny, ukląkł przy niej i objął ją za ramiona. - Co się stało?
- Groza...groza...
- Groza, pani? Niech pani powie, cóż takiego się wydarzyło.
- Widziałam grozę! - krzyknęła kobieta, po czym znów poczęła płakać. - Przepełzła...prześlizgnęła się...od strony szkoły...Widziałam jak przez mgłę...oczy...nie mogłam w nie patrzyć...ale spojrzałam. I poczułam, jakby oplatały mnie macki zimna, przeszywajacego zimna...
- Te oczy są początkiem końca - dobiegł go znajomy głos, a z ciemności wyszedł Salazar Slytherin, w zielonym płaszczu w węże, którego Godryk nigdy przedtem nie widział. Na ustach wykwitł mu dziwny uśmiech. - A końcem tym będzie koniec dzieci takich kobiet, jak ona. Na razie te oczy nie mogą zabijać. Ale i to się wkrótce zmieni.
Kobieta zdwoiła wysiłki jeśli chodzi o płacz. Godryk wstał i przybrał poważny wyraz twarzy.
- Co ty robisz, Slytherinie?
- To, co powinienem był zrobić już dawno temu. Zamierzam nie dopuścić, by dzieci czystej krwi musiały się mieszać z tymi..tymi...szlamowatymi ułomkami. Dziećmi nieczystej krwi.
- Ależ co ty pleciesz! Przecież czarodziejem może zostać każdy, jeśli tylko ma moc. Nie ma ograniczeń!
- A powinny być - Salazar wydął wargi. - Szkoła ma szkolić tych, którzy rokują nadzieje. Głupota! Szkoła powinna skupiać się na starych czarodziejskich rodach, takich, jak...
- Takich jak twój? Czy to przez tą kłótnię z panią  Fruckskin? Czy aż tak zabolała cię twa czystość krwi, byś teraz mścił się na mugolach i tych...szlamowatych ułomkach, jak ich nazwałeś?
- Na...szlamach - zachichotał Salazar. - Wspaniał nazwa dla tych głupków. Jeszcze nie wiesz, co przemierza mury Hogwartu! A dowiesz się poniewczasie. Ja wykonałem swe zadanie. I odchodzę. Nie zamierzam dłużej wspierać instytucji charytatywnej.
- To szaleństwo, Salazarze! - zawołał za nim Godryk Gryffindor. - Jesteś częścią tej szkoły! Nie możesz tak po prostu odejść!
- Ależ już to zrobiłem - rozległ się śmiech. Slytherin zniknął w ciemności. Kobieta już nie płakała, tylko wpatrywała się w Godryka z dziwnym wyrazem twarzy.
- Chodź, pani - wziął ją pod rękę. - Ogrzeje się pani w Hogwarcie.

*

- I tak, drogie dzieci, Salazar zaczął antyszlamową rewolucję. A raczej jej nie rozpoczął, gdyż po jego odejściu, dzieci mugoli nadal uczęszczały do szkoły. Groza, którą widziała kobieta, już nie powróciła. Założyciele Hogwartu ze zdenerwowaniem obserwowali pokoje Salazara, ale i oni po latach zapomnieli i przestali łączyć Slytherina z dziwnym wydarzeniem w wiosce, która zapoczątkowała istnienie obecnego Hogsmeade. Wszyscy oprócz Godryka, ale on nic nie powiedział na swojego dawnego przyjaciela. Zapadł w milczenie. Ale pamiętajcie, groza nadal jest w zamku. Uwolnić ją może tylko prawowity dziecic Salazara, gdyż tylko jemu dane będzie zrealizować jego pomysł na zlikwidowanie szlam. On pamięta. Myśl Salazara nadaje sens jego istnieniu. Jego słowa, wypowiedziane językiem węży, jego nienawiść i jego duma spadły na to stworzenie, niczym krople deszczu na podatną glebę. Teraz wystarczy tylko czekać.
Już niedługo.
Jak można się było spodziewać po moim username, jestem fanem Harry'ego Pottera i wszystkiego co z nim związane. Największą zaś tajemnicą owiani są Ojcowie Założyciele Hogwartu, o których kocham pisać i robić z nich szatkę ^^

To poprawiona wersja, poprzednia była trochę nie teges. Skasowałem więc ją i dodałem to. Mam nadzieję, że się choć troszkę podoba ^^

Harry Potter belongs to J.K. Rowling.

Tom Marvolo Riddle
© 2012 - 2024 Tom-MarvoloRiddle
Comments31
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Lucjusz-Malfoy's avatar