ShopDreamUp AI ArtDreamUp
Deviation Actions
Literature Text
- Mogło się wam coś popsuć w tych waszych czujnikach. Jak jeden coś wskazuje, drugi też powinien.
- Jestem pewien, że łączność działała prawidłowo.
Mac Frikes stał w sali obrad MKBW i na razie bez większego powodzenia próbował przekonać ważniaków z rządu, że zeszli z kursu tylko po to, by ich ostrzec. Len Sanders, doradca prezydenta i zarazem szef Korporacji, jak zwykle miał jakieś zastrzeżenia.
- A co z czujnikami? - dopytywał się, unosząc wysoko brwi za każdym razem, gdy wypowiadał słowo. Obok stało jeszcze kilku członków zgromadzenia oraz Jim Still, naukowiec, dzięki któremu Mac trafił do załogi Foundera 2. Pamiętał, że zanim Korporacja wysłała go do Hiksa, błąkał się po różnych statkach, nie mogąc nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, niż na cztery miesiące, a to zpowodu telepatycznych zdolności. Jak tylko dowiadywano się, że je ma, zaczynano traktować go jak wroga publicznego numer jeden, a potem przenoszono na inną jednostkę i tak w kółko. Byłby prawie wdzięczny Jamesowi za to, że przydzielił go do tej misji, gdyby nie to, że ten nic nie zrobił wsprawie jego petycji. Still nie był głupim człowiekiem i wiedział, że Frokes nie zmyśla, mówiąc o zagrożeniu z hanabu i stacji Tikala. A pozostali członkowie MKWB, mimo, że nie wypowiedzieli tego na głos, uważali na pewno, że wyolbrzymia całą sprawę. Jedni kosmici zwalczyli drugich, też coś. Nie było żadnego zagrożenia, bo obcy z Hiksa nie mogli wiedzieć o Ziemi. Tylko że krótkowzroczność ludzi z rządu była równa krótkowzroczności kreta w nocy, a Mac dobrze papmiętał plany Zein dotyczące "błękitnej planety z krańców spiralnej galaktyki".
Still stał teraz obok projektora i w jego oczach można było zauważyć poparcie, tyle, że nie za wiele to dawało, bo tego poparcia nie dało się zobaczyć w oczach Lena Sandersa. W oczach Lena Sandersa widać było lasery, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Czujniki mogły się popsuć - westchnął Mac, nie mając innego wyjścia.
- Ale nie łączność?
- Łączność chyba nie. Możliwe, że sygnał pojawił się dopiero później, więc czujniki nie mogły go wyjryć, bo został za nami. Operatorka sprawdzała kanały nadawcze i wyłapała dźwięk...to znaczy sygnał.
- I zbliżał się.
- Zbliżał.
- Do Ziemi.
- W kierunku środka układu słonecznego - poprawił go Frikes.
- A ten facet?
- jaki facet?
- Ten, którego wysłałeś na Beta Negos z puszkowanym mięsem.
Mac, mimo powagi sytuacji, roześmiał się cicho. Wyobraził sobie mieszkańców Bety 357, jak oczekują dostawy, a przylatuje jedynie Jimie z kapsule z całą stertą puszek. Na pewno poskarżą się bazie, ale nie przejmował się tym zbytnio. Koloności często się skarżyli, bo warunki na stacjach były nie pierwszej jakości. Później któryś z Hiddenów dostarczy resztę żywności.
- Na pewno sobie poradzi. W momencie w którym zawróciliśmy statek, znajdował się w połowie drogi na Beta Negos. Poza tym, Jim ma dodatkową porcję tlenu, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Wziął butlę tlenową.
Sandersowi oczy prawie wyszły z orbit ze zdziwienia.
- Butlę tlenową? Przecież to przeżytek tak średniowieczny, jak...Skąd on ją u czarnego licha wziął?
- Tajemnica.
- Ożesz... - Len podrapał się z zakłopotoaniem w czoło. - A więc powiedzmy to sobie jeszcze raz: sygnał nie zbliżał się do Ziemi...
- Może się zbliżał.
- Powiedziałeś przecież, że się niezblizał. Zdecyduj się, Frikes!
- Powiedziałem, że zbliżał się do środka układu słonecznego, Zdaje mi się, to tylko domysł, że Ziemia znajduje się w tym właśnie układzie.
- Nie kpij, Frikes. Mozliwe jednak, że kierował się w stronę innej planety lub tylko przelatywał tędy.
- Sygnał nie zbliżał się do Ziemi - westchnął ze zrezygnowaniem Mac. Z takim człowiekeim jak Len Sanders bardzo trudno jest dyskutować, szczególnie jeśli ten człowiek nie chce słuchać nikogo oprócz samego siebie.
Spojrzał błagalnie na Jamesa Stilla, prosząc go o wsparcie, choć nie przypuszczał, by naukowiec zgodził się dobrowolnie na sprzeczkę z doradcą prezydenta. Ten, jak słusznie wywnioskował Mac, nie odezwał się ani słowem, lecz zrobił za to jakiś wieloznaczny ruch ręką w jego stronę. Mogło to znaczyć równie dobrze, by sobie odpuścił.
- Wylecisz z następną dostawą...Frikes! Uważaj, jak do ciebie mówię, do licha. Mówiłem, żeby nie zatrudniać telepatów, same kłopoty z nimi!
Mac dopiero teraz zrozumiał, że zamyślił się i zamiastwyczytać z myśli Stilla o co mu chodzi, zaczął kontemlować jego ruchy, puszczając jednocześnie mimo uszu słowa Lena Sandersa.
Spróbował to naprawić, ale wyszło jeszcze gorzej.
- Przepraszam - powiedział kręcąc głową, stukając jednocześnie palcami o blat biurka (niezbit mądre posunięcie) - Nie słuchałem pana. Móglby pan powtórzyć?
Len, i tak już uprzedzony do Frikesa, aż poczerwieniał.
- Aha - skrzywił się, jakby zjadł trzy, wyjątkowo kwaśne cytryny. - Szanowny pan telepata nie słuchał mnie. Nie podoba mu się dostawcza rutyna. Chciałby odkrywać nowe światy, co? Planety zapełnione przerażającymi kosmitkami z wiciami na głowie i bandą wyrośniętych bakterii, co? I chce pan śledzić tajemniczy impuls z głębi wszechświata.
- Może się okazać niebezpieczny - Frikes wzruszył ramionami, dolewając tym samym oliwy do ognia.
- Nie dla nas - uciął szybko Len. - I nie dla ciebie. Nie jesteś w marines, a i w ogóle w wojsku, tylko zajmujesz się inżynierią i dowodzeniem. Cieszę się, że nas o tym zawiadomiłeś, ale niesądzę, byś akurat ty musiał to dalej sprawdzać.
- Ale...
- Nie twoja sprawa, Frikes.
- I nie pozwoli mi pan...
- Nie. Może później powiadomię odpowiednich ludzi.
- Ale ktoś chyba powinien się tym zając- zauważył Mac, unosząc brwi.
- Ty na razie powinieneś zająć się opracowywaniem wytłumaczenia dla bazy na Beta Negos, dlaczego dostali jedynie puszki z mięsem - Sanders również uniósł brwi, dając tym samym do zrozumienia, że rozmowa skończona. - I powinieneś, zdaje mi się, zając się tym natychmiast.
Mac chciał jeszcze coś dodać, ale zauważył szybkie ruchy Stilla za plecami Lena, więc odpuścił sobie ostatnie słowo. Sanders mierzył go jeszcze przez chwilę badawczym spojrzeniem, jakby spodziewał się, że sam zmieni się w kosmitkę z wiciami, po czym wyszedł, najprawdopodobniej powiedzieć o wszystkim prezydentowi.
- Jestem pewien, że łączność działała prawidłowo.
Mac Frikes stał w sali obrad MKBW i na razie bez większego powodzenia próbował przekonać ważniaków z rządu, że zeszli z kursu tylko po to, by ich ostrzec. Len Sanders, doradca prezydenta i zarazem szef Korporacji, jak zwykle miał jakieś zastrzeżenia.
- A co z czujnikami? - dopytywał się, unosząc wysoko brwi za każdym razem, gdy wypowiadał słowo. Obok stało jeszcze kilku członków zgromadzenia oraz Jim Still, naukowiec, dzięki któremu Mac trafił do załogi Foundera 2. Pamiętał, że zanim Korporacja wysłała go do Hiksa, błąkał się po różnych statkach, nie mogąc nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, niż na cztery miesiące, a to zpowodu telepatycznych zdolności. Jak tylko dowiadywano się, że je ma, zaczynano traktować go jak wroga publicznego numer jeden, a potem przenoszono na inną jednostkę i tak w kółko. Byłby prawie wdzięczny Jamesowi za to, że przydzielił go do tej misji, gdyby nie to, że ten nic nie zrobił wsprawie jego petycji. Still nie był głupim człowiekiem i wiedział, że Frokes nie zmyśla, mówiąc o zagrożeniu z hanabu i stacji Tikala. A pozostali członkowie MKWB, mimo, że nie wypowiedzieli tego na głos, uważali na pewno, że wyolbrzymia całą sprawę. Jedni kosmici zwalczyli drugich, też coś. Nie było żadnego zagrożenia, bo obcy z Hiksa nie mogli wiedzieć o Ziemi. Tylko że krótkowzroczność ludzi z rządu była równa krótkowzroczności kreta w nocy, a Mac dobrze papmiętał plany Zein dotyczące "błękitnej planety z krańców spiralnej galaktyki".
Still stał teraz obok projektora i w jego oczach można było zauważyć poparcie, tyle, że nie za wiele to dawało, bo tego poparcia nie dało się zobaczyć w oczach Lena Sandersa. W oczach Lena Sandersa widać było lasery, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Czujniki mogły się popsuć - westchnął Mac, nie mając innego wyjścia.
- Ale nie łączność?
- Łączność chyba nie. Możliwe, że sygnał pojawił się dopiero później, więc czujniki nie mogły go wyjryć, bo został za nami. Operatorka sprawdzała kanały nadawcze i wyłapała dźwięk...to znaczy sygnał.
- I zbliżał się.
- Zbliżał.
- Do Ziemi.
- W kierunku środka układu słonecznego - poprawił go Frikes.
- A ten facet?
- jaki facet?
- Ten, którego wysłałeś na Beta Negos z puszkowanym mięsem.
Mac, mimo powagi sytuacji, roześmiał się cicho. Wyobraził sobie mieszkańców Bety 357, jak oczekują dostawy, a przylatuje jedynie Jimie z kapsule z całą stertą puszek. Na pewno poskarżą się bazie, ale nie przejmował się tym zbytnio. Koloności często się skarżyli, bo warunki na stacjach były nie pierwszej jakości. Później któryś z Hiddenów dostarczy resztę żywności.
- Na pewno sobie poradzi. W momencie w którym zawróciliśmy statek, znajdował się w połowie drogi na Beta Negos. Poza tym, Jim ma dodatkową porcję tlenu, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Wziął butlę tlenową.
Sandersowi oczy prawie wyszły z orbit ze zdziwienia.
- Butlę tlenową? Przecież to przeżytek tak średniowieczny, jak...Skąd on ją u czarnego licha wziął?
- Tajemnica.
- Ożesz... - Len podrapał się z zakłopotoaniem w czoło. - A więc powiedzmy to sobie jeszcze raz: sygnał nie zbliżał się do Ziemi...
- Może się zbliżał.
- Powiedziałeś przecież, że się niezblizał. Zdecyduj się, Frikes!
- Powiedziałem, że zbliżał się do środka układu słonecznego, Zdaje mi się, to tylko domysł, że Ziemia znajduje się w tym właśnie układzie.
- Nie kpij, Frikes. Mozliwe jednak, że kierował się w stronę innej planety lub tylko przelatywał tędy.
- Sygnał nie zbliżał się do Ziemi - westchnął ze zrezygnowaniem Mac. Z takim człowiekeim jak Len Sanders bardzo trudno jest dyskutować, szczególnie jeśli ten człowiek nie chce słuchać nikogo oprócz samego siebie.
Spojrzał błagalnie na Jamesa Stilla, prosząc go o wsparcie, choć nie przypuszczał, by naukowiec zgodził się dobrowolnie na sprzeczkę z doradcą prezydenta. Ten, jak słusznie wywnioskował Mac, nie odezwał się ani słowem, lecz zrobił za to jakiś wieloznaczny ruch ręką w jego stronę. Mogło to znaczyć równie dobrze, by sobie odpuścił.
- Wylecisz z następną dostawą...Frikes! Uważaj, jak do ciebie mówię, do licha. Mówiłem, żeby nie zatrudniać telepatów, same kłopoty z nimi!
Mac dopiero teraz zrozumiał, że zamyślił się i zamiastwyczytać z myśli Stilla o co mu chodzi, zaczął kontemlować jego ruchy, puszczając jednocześnie mimo uszu słowa Lena Sandersa.
Spróbował to naprawić, ale wyszło jeszcze gorzej.
- Przepraszam - powiedział kręcąc głową, stukając jednocześnie palcami o blat biurka (niezbit mądre posunięcie) - Nie słuchałem pana. Móglby pan powtórzyć?
Len, i tak już uprzedzony do Frikesa, aż poczerwieniał.
- Aha - skrzywił się, jakby zjadł trzy, wyjątkowo kwaśne cytryny. - Szanowny pan telepata nie słuchał mnie. Nie podoba mu się dostawcza rutyna. Chciałby odkrywać nowe światy, co? Planety zapełnione przerażającymi kosmitkami z wiciami na głowie i bandą wyrośniętych bakterii, co? I chce pan śledzić tajemniczy impuls z głębi wszechświata.
- Może się okazać niebezpieczny - Frikes wzruszył ramionami, dolewając tym samym oliwy do ognia.
- Nie dla nas - uciął szybko Len. - I nie dla ciebie. Nie jesteś w marines, a i w ogóle w wojsku, tylko zajmujesz się inżynierią i dowodzeniem. Cieszę się, że nas o tym zawiadomiłeś, ale niesądzę, byś akurat ty musiał to dalej sprawdzać.
- Ale...
- Nie twoja sprawa, Frikes.
- I nie pozwoli mi pan...
- Nie. Może później powiadomię odpowiednich ludzi.
- Ale ktoś chyba powinien się tym zając- zauważył Mac, unosząc brwi.
- Ty na razie powinieneś zająć się opracowywaniem wytłumaczenia dla bazy na Beta Negos, dlaczego dostali jedynie puszki z mięsem - Sanders również uniósł brwi, dając tym samym do zrozumienia, że rozmowa skończona. - I powinieneś, zdaje mi się, zając się tym natychmiast.
Mac chciał jeszcze coś dodać, ale zauważył szybkie ruchy Stilla za plecami Lena, więc odpuścił sobie ostatnie słowo. Sanders mierzył go jeszcze przez chwilę badawczym spojrzeniem, jakby spodziewał się, że sam zmieni się w kosmitkę z wiciami, po czym wyszedł, najprawdopodobniej powiedzieć o wszystkim prezydentowi.
Literature
A glossary
I have been reading Transformers fanfics. Too much in fact, not to have ideas for original characters. But before I get to that, here is a boring explanation of terms. Borrows from Stat sheets I saw here on DA.
STATS:
Strength: Brute physical force
Intelligence: Mental Flexibility, strategy, and Acuity.
Speed: How quickly you get from A to B. Also affects/considers reaction time.
Endurance: How quickly you tire; how well you can take a hit.
Rank: How much authority you have.
Courage: How well you can take stress, whether under fire or not.
Firepower: How hard you can hit.
Skill: How experienced you are at using your armament(s).
I would add
Literature
Ensayo
¿Quién le enseña a la gente que no sabe querer, a querer?
No sé si es que el ser humano trae consigo al nacer esta extraordinaria virtud –la de querer-, y los que no sabemos, y nunca aprendemos, somos la mancha que eclipsa el normal funcionamiento de la sociedad; o si es una habilidad aprendida que simplemente no hemos logrado dominar con el paso del tiempo como el resto de nosotros. En verdad no sé, pero tampoco me interesa mucho que se me sea confirmado que estoy en lo correcto; es suficiente desasosiego con la suposición de ser un error, no creo poder con la certeza de ser uno.
Literature
Supposed to, but
You're supposed to be there for me
But you really never are
You're supposed to know me
But really you don't know anything
You're supposed to chase me when I run out of the room
But you never leave your chair
You're supposed to love me when I'm happy
But instead you bring me down
You're supposed to hug me when I cry
But instead you just hit harder
You're supposed to know when something's wrong
But instead you just make things worse
You're supposed to miss me when I'm gone
But I doubt you'd even notice
Suggested Collections
Featured in Groups
Jak obiecałem, kolejny rozdział Był już napisany dawno temu, ale nie spieszyło mi się...jakoś takoś ^^
Mam nadzieję, że się spodoba ^^
Mam nadzieję, że się spodoba ^^
© 2012 - 2024 Tom-MarvoloRiddle
Comments17
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Nie lubię Sandersa